Belzec Historia obozu
ARC Main Page Belzec Intro Page

Bełżec Historia Obozu

Ostatnie uaktualnienie 4 czerwca 2006





Obóz zagłady Bełżec znajdował się w pd. – wsch. części województwa Lubelskiego, w pobliżu niewielkiej wsi Bełżec, położonej przy linii kolejowej Lublin – Lwów. Na początku 1940 roku Niemcy założyli kilka obozów pracy przymusowej dla robotników pracujących przy budowie "linii Otto", pasa umocnień na granicy ze Związkiem Radzieckim. Obóz pracy został rozwiązany w październiku 1940 roku.
Obóz zagłady nie był częścią czy pozostałością innego obozu, został założony jako element realizacji "Operacji Reinhard", której celem było przeprowadzenie likwidacji Żydów.

Belzec Obraz #1


Wybrane miejsce było położone w odległości ok. 400 m. od stacji kolejowej Bełżec i 50 m. na wschód od głównej linii kolejowej Lublin – Lwów. Budową kierował Richard Thomalla z SS-Zentralbauleitung Zamość.
Na miejscu pracami kierował niezidentyfikowany oficer SS o rudych włosach, znany jako "mistrz”. Wykwalifikowani polscy robotnicy z Bełżca i okolic wybudowali komory gazowe i baraki, za co otrzymali "dobre wynagrodzenie”. Potem zastąpili ich Żydzi z pobliskich wsi Lubycza Królewska i Mosty Małe. Po wykarczowaniu drzew z północnej części wzgórza, prace budowlane rozpoczęły się 1 listopada 1941 i zostały zakończone pod koniec lutego 1942.

Obóz zajmował relatywnie mały obszar, niemal dokładnie w kształcie kwadratu. Trzy boki mierzyły 275 m. długości, a czwarty (od strony południowej) 265 m. Przylegający skład drewna został włączony w obszar obozu, który ogrodzono podwójnym zasiekami z drutu kolczastego. Zewnętrze ogrodzenie było zamaskowane gałęziami. Podczas późniejszej reorganizacji obozu w przestrzeni pomiędzy dwoma ogrodzeniami, zostały umieszczone zwoje drutu kolczastego. Po stronie wschodniej na stromym stoku wzniesiono dodatkową zaporę z pni i desek. Podczas drugiej fazy istnienia obozu zostało wybudowane drewniane ogrodzenie wzdłuż drogi biegnącej stromym, wschodnim stokiem. Rząd drzew został zasadzony pomiędzy zachodnim, zewnętrznym ogrodzeniem, a linią kolejową Lublin – Lwów.

Wybudowano cztery wieże strażnicze: od strony płn.-wsch., płn.- zach., w pd. – zach. narożniku i w miejscu obozu wysuniętym najdalej na zachód. Wieża od strony płn.-wsch. została wybudowana na betonowym bunkrze w najwyższym punkcie Bełżca. Widać z niej było bardzo dobrze cały obóz.
Piąta wieża została wybudowana w środku obozu, pozwalała nadzorować tzw. "Schlauch" (zamaskowaną gałęziami drogę do komór gazowych). Narożne wieże strażnicze były obsadzone przez Trawnikowców (ukraińskich Volksdeutschów z obozu pracy Trawniki), uzbrojonych w karabiny. Centralna wieża była wyposażona w ciężki karabin maszynowy i reflektor poszukiwawczy. W drugiej fazie istnienia obozu wybudowano kolejne wieże, także na końcu bocznicy kolejowej. Strażnica, na stałe obsadzona SS-manami i Ukraińcami znajdowała się blisko bramy wejściowej po zachodniej stronie obozu. Osobna wieżyczka, przeznaczona dla obozu pracy Trawniki, znajdowała się po wschodniej stronie głównej bramy. Ukraińcy zajmowali trzy baraki, dwa większe i jeden mniejszy. Pierwszy służył jako mieszkanie, w drugim znajdował się szpital, dentysta i fryzjer. Trzeci, najmniejszy był wykorzystywany jako kuchnia i kantyna.

Bełżec był podzielony na dwie części:
Obóz I, w części północnej i zachodniej, obejmował bocznicę, na którą przybywały transporty, a która mieściła jednorazowo 10-15 wagonów. W późniejszym czasie nieużywany tor został zamieniony na drugą bocznicę. Łącznie na obydwóch można było rozładowywać równocześnie 40 wagonów.
Odnoga długości 200 metrów prowadziła przez bramę od płn.-zach. strony obozu. Druga, wewnętrzna brama została zbudowana w miejscu, gdzie tor się rozdzielał. Część pomiędzy, była wykorzystywana jako zamknięty plac, w przypadku nadejścia dużych transportów. W drugiej fazie znajdowały się tam dwa baraki pełniące funkcję rozbierania, jeden dla kobiet i dzieci, drugi dla mężczyzn.
Obóz II, miejsce eksterminacji. Tu znajdowały się komory gazowe i duże prostokątne doły – masowe mogiły. Miały one średnio wielkość 20x30 m metrów i 6 m głębokości. Znajdowały się w płn.-wsch., wsch. i pd. części obozu. Później wybudowano dwa baraki – mieszkalne i kuchnie – dla żydowskich więźniów, którzy tam pracowali ("Sonderkommando").
Obóz I i II były oddzielone od siebie ukrytym ogrodzeniem z dwoma bramami: jedna na wsch. od garaży SS, druga blisko końcowej części bocznicy. Z tego miejsca wiodła ścieżka w górę, przez las, do miejsca straceń. Wybudowane, wąskie przejście, nazywane "Schlauch" było na 2 m szerokie, na 100 m długie i wydzielone po obu stronach ogrodzeniem z drutu kolczastego. To przejście łączyło rozbieralnię w Obozie I, z komorami gazowymi w Obozie II. Budynek, w którym znajdowały się komory gazowe był przykryty siatka maskującą, aby uniemożliwić obserwację z powietrza. Stanisław Kozak, Polak, który brał udział w udział w budowie pierwszej komory gazowej w Bełżcu opisuje jej konstrukcje, a także dwóch innych baraków:
"We built barracks close to the side-track of the railway. One barrack, which was close to the railway, was 50 m long and 12.5 m wide. The second barrack, 25 m long and 12.5 m wide, was for the Jews destined for "the baths". Not far from this barrack we built a third barrack, 12 m long and 8 m wide. This barrack was divided into three chambers by a wooden wall, so that each chamber was 4 m wide and 8 m long. It was 2 m high. The inside walls of this barrack were of double boards with a vacant space between them filled with sand. The walls were covered with pasteboard. In addition, the floor and walls (to a height of 1.10 m) were covered with sheets of zinc. From the second to the third barrack led a closed passageway, 2 m wide, 2 m high, and 10 m long. This passageway led to a corridor in the third barrack where the doors to the three chambers were located. Each chamber of this barrack had on its northern side a double door 1.80 m high and 1.10 m wide. These doors, like those in the corridor, were sealed with rubber gaskets round the edges. All the doors in this barrack could only be opened from the outside. These doors were built with strong planks 7.5 centimetres thick, and were secured from the outside with a wooden locking bar held by two iron hooks on either side. In each of the three chambers of this barrack a water pipe was installed 0.10 m above the floor. In addition, in the corner of the western wall of each chamber, was a water pipe 1 m above the ground with an open joint, turned toward the centre of the room. These pipes with the joint were connected through the wall to a pipe that ran under the floor. In each of the three chambers of this barrack a stove weighing 250 kg was installed. It was expected that the pipe joint would later be connected to the stove. The stove was 1.10 m high, 0.55 m wide and 0.55 m long."

Opisane piece były wykorzystywane do ogrzewania magazynu, co sprawiało, że gaz i "Zyklon B" używany we wczesnej fazie, działały bardziej efektywnie niż w niskiej temperaturze. W ten sposób obóz pracował w pierwszych tygodniach, jednak zdarzały się "trudności”. Komory gazowe były to zwyczajne, drewniane baraki, wybudowane w taki sposób, że z wyglądu przypominały łaźnię. Aby uwiarygodnić oszustwo, umieszczono atrapy pryszniców. Na początku jeden z budowniczych SS-man Erich Fuchs, miał problemy z ich umocowaniem, ostatecznie zostały zainstalowane. Umieszczono tam także tablice informacyjne, informujące, że jest to łaźnia. Pomimo starań ekipa budowlana nie była w stanie uszczelnić budynku. Zgodnie z tym, co twierdzi Werner Dubois trzeba było uszczelniać zewnętrzne drzwi stertą piasku. Po zagazowaniu, piasek musiał być usunięty, żeby umożliwić dostęp do ciał. Stało się jasne, że potrzebne są zasadnicze zmiany, zwłaszcza że wielkość komór okazała się niewystarczająca.

Belzec Obraz #2


Christian Wirth, dowódca obozu i jego dominująca postać, rządził Bełżcem przy pomocy strachu i terroru. Był nazywany przez swoich kolegów z SS "dzikim Chrystianem”. Ukraińcy nazywali go "Stuka". Obowiązki zastępcy komendanta pełnił Gottfried Schwarz, a Johann Niemann był szefem Obozu II.

Niemann został przeniesiony do Sobiboru, gdzie zginął podczas powstania. Josef Oberhauser, prawa ręka Wirth’a, zastępował go podczas jego nieobecności. Wspólnie wybierali Trawnikowców do służby w Bełżcu. Lorenz Hackenholt był odpowiedzialny za silniki używane do gazowania, podlegało mu dwóch Ukraińców.
Schwarz i Niemann nadzorowali komory gazowe w pierwszej fazie, Dubois i Karl Schluch w fazie drugiej. Heinrich Unverhau nadzorował sortownię w starej lokomotywowni od lipca 1942 roku. W pierwszej fazie, tę rolę pełnił Rudolf Kamm. Odebrane Żydom rzeczy były sortowane i odsyłane do magazynów Odilo Globocnik’a w Lublinie. Sortownia była zlokalizowana poza terenem obozu, w lokomotywowni, blisko stacji kolejowej Bełżec.

Na krótko przed Bożym Narodzeniem 1941 Wirth, SS-Obersturmführer przybył do Bełżca z grupą SS-manów. Po przyjeździe spotkali się Oberhauserem i Schwarzem, którzy byli odpowiedzialny od początku za budowę obozu. W lutym i na początku marca 1942 Wirth i Dr. Helmuth Kallmayer chemik, który pracował w Berlinie dla T4 przeprowadzał testy trującego działania spalin dieslowskiego silnika, radzieckiego czołgu T 34. W tym czasie przeprowadzano w Bełżcu też inne eksperymenty nadzorowane przez Wirtha i Hackenholta, asystentem był Siegfried Graetschus. Oni to wspólnie zamienili samochód pocztowy na obwoźną komorę gazową.

Franz Suchomel z Treblinki nazywał Bełżec laboratorium i to wydaje się prawdą. To tutaj system masowej eksterminacji był wymyślany i udoskonalany. Wirth przeprowadzał eksperymenty mające na celu znalezienie najbardziej efektywnej metody postępowania z Żydami, od momentu ich przyjazdu, aż do unicestwienia. On opracował podstawowe zasady eksterminacji i strukturę obozu. Celem było sprawienie na jeńcach wrażenia, że przybyli do obozu przejściowego, skąd zostaną przesłani dalej do obozu pracy.
Jeńcy wierzyli w to, aż do momentu zamknięcia w komorach gazowych. Dodatkowo wszystko było przeprowadzane bardzo szybko. Ofiary były pędzone, nie mając czasu na rozglądnięcie się, zastanowienie i zrozumienie, co się z nimi dzieje. Zgodnie z planem zagłady przygotowanym przez Wirth'a Żydzi sami mieli przeprowadzić całość pracy fizycznej związanej z likwidacją każdego transportu. W pierwszej fazie żydowska brygada robotnicza składała się z 35 osób. W drugiej fazie w I i II obozie zatrudnionych było 500 osób. Do zadań tych brygad należało usuwanie ciał z komór gazowych, grzebanie ich, a także zbieranie i sortowanie ubrań, walizek i innych przedmiotów pozostawionych przez ofiary. W I fazie żydowscy pracownicy byli likwidowani po kilku dniach, jednakże po lipcu 1942, Wirth zorganizował stałe brygady pracownicze, w której każdy pełnił określoną funkcję. Zapewniało to sprawny przebieg całego procesu.

Garnizon SS mieścił w dwóch kamiennych domach po drugiej stronie stacji Bełżec, przy ul. Tomaszowskiej. W domu najbliższym obozowi, mieszkał Wirth, tam też mieściło się biuro komendanta Kommandantur. Drugi dom zamieszkiwało SS. Na tyłach budynku była mała stajnia (10-12x6 m.). Kompleks miał drewniane ogrodzenie z drutem kolczastym. Wyjątkiem był fragment od strony ulicy. Tej części przez całą dobę pilnował strażnik. Do zabudowań zajmowanych przez Wirth'a przylegał parterowy, drewniany domek zwany "Pawilonem", użytkowany przez administrację obozu. Tu także mieszkali Gottlieb Hering i Erwin Fichtner.
Z lewej strony pod kątem prostym do drogi głównej został wybudowany barak Kommandantur. Został tam zakwaterowany dodatkowy personel T4, który przybył w lipcu 1942. Wszyscy ci Esesmani byli zatrudnieni w administracji obozu, pełniąc ściśle określone obowiązki. Od czasu do czasu ich zakres obowiązków ulegał zmianie. Kiedy miał nadejść transport SS-manom przydzielano obowiązki związane z procesem eksterminacji jeńców od momentu przybycia transportu aż po jego likwidację. Do tych czynności należało rozstrzeliwanie Żydów, którzy z różnych względów nie mogli być doprowadzeni do komór gazowych.

Za dyscyplinę i porządek w oddziałach Trawnikowcówy odpowiedzialny był Schwarz. Początkowo te oddziały pomocnicze liczyły około 60-70 żołnierzy. Potem ich liczba wzrosła do 120 osób zorganizowanych w dwie kompanie i cztery plutony (trzy na służbie i jeden w gotowości). Za przygotowanie tych ludzi do służby odpowiedzialni byli: Kurt Franz, Dubois, Reinhold Feix, Fritz Jirmann. Dowódcami oddziałów byli głównie ukraińscy Volksdeutsche, którzy podobnie jak inni żołnierze tej jednostki poprzednio walczyli w Armii Radzieckiej. Tu służyli w stopniu Hauptzugwachmann i Zugwachmann. Ukraińcami obsadzano stanowiska wartownicze – na wieżyczkach i w niektórych patrolach. Niektórzy z nich asystowali przy operacjach związanych z funkcjonowaniem komór gazowych. Przed nadejściem transportu zajmowali pozycje na kolejowej rampie, przy rozbieralni i "szlauchu”. Podczas pierwszych, eksperymentalnych mordów i transportów, ich zadaniem było usuwanie ciał z komór gazowych, i ich grzebanie.
Około połowy marca 1942, Bełżec był gotowy na przyjęcie pierwszych transportów (I faza). Wieczorem 16 marca 1942, miała miejsce masowa łapanka Żydów w getcie w Lublinie. Tym pierwszym transportem kierował Hermann Worthoff.

SS i Trawnikowcy, schwytało wówczas około 1.400 Żydów. Więźniowie byli przetrzymywani w jednej z dużych, lubelskich synagog. Następnego ranka zostali doprowadzeni do rzeźni w pobliżu stacji kolejowej, mieszczącej się na obrzeżach miasta, w odległości około 3 km od getta. Tam załadowano ich do 19 wagonów. Rankiem 17 marca 1942 r. transport wyruszył do Bełżca. Nikt nie ocalał. Do końca marca 1942 ponad 20.000 Żydów z getta w Lublinie zginęło w Bełżcu. Następne 10.000 Żydów z Lublin przybyło do obozu w kwietniu 1942.
Transporty przybywały z dwóch kierunków: dystryktu lubelskiego i wschodniej Galicji (transporty ze Lwów w okresie od marca do sierpnia 1942). Pierwszy transport Żydów z Żółkwi (dystrykt lwowski), miasta 50 km na pł wsch od Bełżca przybył 25 lub 26 marca 1942. W okresie trzech tygodni od przybycia tego transportu prawie 30 tyś. Żydów było deportowanych do Bełżca z Galicji. W tym 15.000 Żydów ze Lwów, deportowanych podczas tzw. “akcji marcowej”, 5.000 ze Stanisławów. 5.000 z Kołomyi, a także z Drohobycz i Rawy Ruska.

Belzec Obraz #3

Transporty przybywające na stacje Bełżec były kierowane na bocznicę i przyjmowane dokładnie w kolejności nadejścia.
Wagony były rozłączane, następnie spinane po 20 i przetaczane do obozu. Transporty przybywające późnym wieczorem były przetrzymywane do rana. Maszynistą przetaczającym wagony do obozu był Rudolf Göckel, opisywany przez polskich pracowników kolei jako człowiek okrutny i sadystyczny.

Pierwszy kontakt więźniów z SS miał miejsce zaraz po ich rozładunku. Więźniowie byli ogłupieni i przerażeni. Każdy, kto okazywał oznaki sprzeciwu lub wyczerpania był odprowadzany na miejsce egzekucji w obozie II. Tam więźniowie byli rozstrzeliwani strzałem w kark z pistoletu małego kalibru. Esesmani próbowali uspokoić przybyłych, Wirth lub Jirmann witali więźniów mówiąc przez głośniki:
To jest Bełżec. Zostaniecie tu przez jakiś czas, potem zostaniecie przeniesieni do obozów pracy, gdzie będziecie mogli wykorzystać swoje umiejętności. Dla każdego jest praca. Nawet wy żony jesteście potrzebne, aby utrzymywać swoje rodziny i sprzątać domy. Ale musicie z nami współpracować, aby wyruszyć w drogę już wkrótce.

Często wybuchał aplauz i było słychać okrzyki “dziękujemy panu komendantowi”. Potem Wirth wspominał o kluczowym elemencie oszustwa:
Musimy mieć porządek i czystość. Zanim was nakarmimy, musicie iść do kąpieli, a wasze ubrania muszą być poddane dezynfekcji. Kobietom musimy obciąć włosy."
Potem Wirth przekazywał kontrolę procesem zagazowywania ludzie.

Mężczyźni zdejmowali buty, które musieli związać kawałkiem sznurka, otrzymanym od żydowskich robotników. Oddzieleni od kobiet udawali się w stronę "szlaucha" w grupach po 750 osób, po pięciu w szeregu.
Nazdorowani przes SS-manów, w kolejnych punktach oddawali ubranie, rzeczy osobiste, pieniądze, aż do momentu, gdy stawali kompletnie nadzy przed wejściem do "szlaucha".
W dobrze przećwiczonej operacji, Ukraińcy uzbrojeni w pejcze i bagnety, poganiali i zmuszali ludzi do wejścia do komór, następnie zamykali drzwi. Na sygnał eskortującego Scharführer włączano silnik wytwarzający gas. Po około 20 minutach upewniano się patrząc przez dziurkę w drzwiach komory, że silnik może zostać wyłączony. SS kończyło tym samym należącą do nich część operacji. Teraz wkraczało do akcji żydowskie Sonderkommando, dowodzone przez Zugführer Monieka. Najpierw, aby móc otworzyć drzwi przesuwano ciała do tylniej części komory. Po otwarciu wynoszono je na zewnątrz. Przypinano do nich pasy, aby móc je dociągnąć na wózki, którymi zawożono je do masowych mogił. Każde ciało przeszukiwano, aby znaleźć ukryte kosztowności – każdy złoty ząb był wyrywany, potem ciało było wrzucane do wykopanych dołów. Inne komando sprzątało komory gazowe, podczas gdy następne grabic piaskowe ścieżki prowadzące do budynku. Najbardziej obawiały się kobiety z obciętymi włosami, które na "kapiel" czekały razem z dziećmi. Gdy wszyscy znajdowali się w "szlauchu" ich los był już przesądzony. Jeśli ktoś płakał lub przeklinał, wkraczali Ukraińcy, brutalnie popędzając ofiary do komór. Po wyjściu Żydów z transportu, udawali się oni do Obozu II. W tym czasie wyciągano z wagonów ciała tych, którzy zmarli w czasie transportu i układano ich po jednej stronie. Chorych, starych, niedołężnych, czy innych "kłopotliwych" zabierano na miejsce egzekucji w Obozie II i rozstrzeliwano. Wszystkim tym potwornym scenom akompaniowała obozowa orkiestra. Ulubionymi piosenkami SS były "Trzy Lilie" i piosenka z melodią z utworu "Góralu czy ci nie żal”.
Chaim Hirszman wspomina:
"Przybył transport z dziećmi poniżej trzech lat. Robotnikom kazano wykopać duży dół, do którego dzieci wrzucono żywcem i zakopano. Nie mogę zapomnieć jak ziemia się ruszał, a dokąd dzieci się nie udusiły."

W kwietniu 1942 odwiedził Bełżec Franz Stangl. Przyjechał aby spotkać się z Wirth i ustalić zakres swoich obowiązków jako przyszłego komendanta powstającego obozu śmierci Sobibór. Wirth nie było w jego kwaterze, był przy masowych grobach. Stangl był przerażony rozmiarami dołu, wypełnionego tysiącami ciał.
Około połowy kwietnia 1942, Wirth czasowo zamknął obóz i udał się do Berlina, zabierając z sobą swojego zastępcę Schwarza, i eksperta od "gazowania” Hackenholta. Zanim wyjechał z Bełżca, zostali rozstrzelani wszyscy Żydowscy robotnicy. Do Berlina Wirth pojechał aby otrzymać polecenie powiększenia obozu i wybudowania większych komór gazowych dla planowanych przyszłych transportów. Kiedy powrócił do Bełżca sprawa powiększenia obozu stała się rzeczywiście pilna. Faza II zaczęła przybierać realny kształt.

W ostatnim tygodniu maja 1942 przybyły do Bełżca trzy małe transporty; 22 maja 1,000 Żydów z miejscowości Tyszowce, 23 maja 1,000 z Komarowa i 27 maja 500 Żydów z Laszczowa. W czerwcu 1942 do obozu przybyły nowe transporty z dystryktu krakowskiego. Trzy pociągi z 5,000 Żydów z Krakowa przybyło pomiędzy 3 i 6 czerwca. Od 11 do 19 czerwca 1942 przybyło kolejne 1,600 Żydów z okręgu krakowskiego.

Z powodu rosnącej liczby transportów, trzy istniejące, drewniane komory gazowe były całkowicie niewystarczające do tego, aby móc uporać się z rosnącą liczbą potencjalnych ofiar. Niezbędne stały się nowe, większe komory. Stare, drewniane zostały rozebrane, a w centrum obozu stanął jeden nowy, solidny budynek, za zagajnikiem stanął drugi. Bełżec był położony na wzniesieniu, zagajnik więc uniemożliwiał obserwację budynku z komorami gazowymi spoza obozu. "Szlauch" przebiegał przez zagajnik. Był to szeroki na 2 m. otwarty korytarz, ograniczony wysokimi na 3 m zamaskowanymi z zewnątrz ogrodzeniami. Ten korytarz prowadził wprost z pomieszczeń rozbieralni do drzwi komór gazowych znajdujących się w sąsiednim budynku. Nowy budynek miał 24 m długości i 10 m szerokości. Mieściło się w nim 6 komór o rozmiarach 4x8 m (aczkolwiek niektóre źródła podają wymiary 4x5). Nowe komory uruchomoiono pod koniec pierwszej połowy czerwca 1942. 1942 Zgodnie z opisami Rudolfa Redera, jednego z niewielu żydowskich więźniów ocalałych z obozu, nowy budynek był niski, długi i szeroki. Szary, betonowy budynek miał płaski dach pokryty papą. Była nad nim rozciągnięta siatka maskująca. Do budynku prowadziły 3 schody szerokości metra, bez poręczy. Przed budynkiem stała donica z kolorowymi kwiatami (geranium). Był tam umieszczony wyraźny zank: Bade- und Inhalationsräume (łaźnia i pomieszczenie inhalacyjne). Schody prowadziły do ciemnego, długiego, pustego, szerokiego na 1,5 m. korytarza. Po jego prawej i lewej stronie znajdowały się drewniane drzwi o szerokości metra. Korytarz i komory były niższe niż normalnie, nie wyższe jednak niż 2 m. Ściana na przeciwko drzwi wejściowych do komory posiadała dodatkowe szerokie na 2 m drzwi, które można było usunąć, aby wynieść zwłoki zagazowanych.
W suficie komory znajdowały się atrapy pryszniców. Nad drzwiami wejściowymi była umieszczona metalowa "Magin David" (Gwiazda Dawida). Silnik wytwarzający gaz był zainstalowany w mierzącej 2x2 m szopie na zewnątrz budynku. W czasie drugiej fazy, komory były tak pełne, że koniecznością było polewanie ciał wodą, aby je rozplątać.
Pod koniec sierpnia 1942 Wirth został mianowany inspektorem obozów śmierci Akcji Reinhard. Na stanowisku komendanta obozu w Bełżcu zastąpił go Hering, jego dawny znajomy, z którym służył w Kryminalnej Policji w Stuttgart. Hering był przez Żydów uważany za bardziej “ludzkiego” niż Wirth.

Belzec Obraz #4
Szczytowy okres "przesiedleń” przypadł na okres od lipca do października 1942. Przybywało wtedy do Bełżca od trzech do czterech transportów dziennie. Warunki były makabryczne. Sterty pogryzionych przez pchły, cuchnących,, rozkładających się ciał były składowane przy rampie. Czekały na uprzątnięcie przez żydowską brygadę robotników. Z kolejnej grupy przybyłych więźniów, wybierano nieżywych i dokładano do piętrzących się stosów. Z rozkazu Heringa, Robert Jührs miał zabierać chorych lub zbyt słabych aby można było ich zapędzić do komór na "kulkę" (był to eufemizm, którym określano strzał w kark).

Pomimo niemieckich prób utrzymania w tajemnicy zbrodniczej działalności obozu, dwa raporty polskiego podziemia dotyczące Bełżca wskazują na to, że bardzo wiele wiedziano o jego charakterze. Jeden z raportów opisuje próbę buntu w obozie, kiedy członkowie Sonderkommando zaatakowali ukraińskich strażników w czerwcu 1942. Inny incydent wart odnotowania miał miejsce w marcu 1943:
Heinrich Gley – żołnierz SS zabił kolegę esesmana. W zagajniku obok baraków za kradzież kosztowności było więzionych dwóch Ukraińców. W ciemnościach, w zamieszaniu Gley zastrzelił Jirmanna, myląc go z jednym z Ukraińców. Wirth, Hering i Oberhauser przeprowadzili dokładne śledztwo. Jirmann został pochowany na niemieckim cmentarzu wojskowym w Tomaszowie Lubelskim.

Zgodnie z tym, co twierdzi Reder, Heinrich Himmler odwiedził Bełżec w październiku 1942, w towarzystwie Fritza Katzmanna, "HSSPF Galicja".

Kurt Gerstein i Wilhelm Pfannenstiel przybyli do Bełżca w czasie, gdy przybył tam transport z Kołomyi. Obaj pracowali dla SS Technical Disinfecting Services. Polecono im przeprowadzenie testów skuteczności "Zyklon B", przy odwszawianiu ubrań. Mieli też sprawdzić możliwości zwiększenia wydajności komór gazowych. Gerstein popełnił samobójstwo we francuskim więzieniu, przedtem jednak dostarczył bardzo szczegółową notatkę opisującą to, czego był świadkiem podczas wizyty w Bełżcu:
"Głównym zadaniem Brygady Śmierci było kopanie grobów. Pracowali na zmianę. Byli tak zorganizowani, że zawsze kopali jeden grób na zapas, w razie pilnej potrzeby. Brygada Śmierci złożona z 500 Żydów pracowała bez przerwy. Po przybyciu we wrześniu 1942 r wyjątkowo dużego, liczącego 51 wagonów transportu z Kołomyi w pociągu znaleziono 2000 martwych ciał. Stu dodatkowych, nagich Żydów zabrano z następnych transportów do pomocy. Gdy pracę skończyli i przestali być potrzebni, Volksdeutsche Heinz Schmidt zaprowadził tych 100 Żydów do wykopanego dołu i rozstrzelał. Gdy zabrakło mu amunicji resztę zabił trzonkiem kilofa.
Schmidt był jednym z najbardziej sadystycznych strażników w obozie, co powyższy przykład dobrze ilustruje.
"

Gdy Niemcy zaczęli sobie uświadamiać, że mogą przegrać wojnę, Himmler rozkazał zatrzeć wszystkie ślady masowych zbrodni na okupowanych terenach. Rozkazał Paul'owi Blobel'owi utworzenie w tym celu specjalnego oddziału, oznaczonego numerem "1005”.
Ostatni transport do Bełżca przybył 11 grudnia 1942. To rozpoczęło przyspieszenie akcji palenia ciał, czym zajmowali się żydowscy robotnicy i personel obozu, a nie Sonderkommando 1005, któremu odmówiono wstępu na teren obozów Akcji Reinhard.
Gley i Friedrich Tauscher zostali przez Heringa wybrani do prac przy zacieraniu śladów zbrodni. Pomagał im dysponujacy koparką Hackenholt. Wydobywano nią ciała. Żydowscy robotnicy z Brygady Śmierci budowali stosy, palili ciała i pozostałości ponownie zakopywali. Stosy były konstrukcją złożoną z betonowych cokołów, na których układano najpierw normalnej grubości szyny kolejowe, a u szczytu stelaża węższe. Trzy lub 4 stosy (mieszkańcy Bełżca twierdzą, że 5), powstały na początku listopada 1942 i były stale czynne do marca 1943 r. Ciała były kładzione na stosy, polewane olejem i podpalane. W ten sposób dokonano kremacji od 434,000 do 500,000 ciał. Miesiącami cały teren Bełżca był spowity ciężkim, czarnym, tłustym dymem. Okoliczni mieszkańcy ciągle zdrapywali ludzki tłuszcz ze swoich okien. Próby zacierania śladów zbrodni wspomagały maszyny do mielenia kości z obozu pracy (Janowska). Maszyna była obsługiwana przez niejakiego "Szpilke".

Likwidacja obozu Bełżec nastąpiła wiosną 1943 r. Rozbudowany system ogrodzeń baraków i komór gazowych został rozebrany, a wszystkie nadające się do użycia elementy zostały przetransportowane do obozu koncentracyjnego Majdanek. Cały obszar został obsadzony jodłami i dziki łubini. Nie wyburzono domu Wirtha i sąsiadująych budynków SS, które przed wojną należały do polskich kolei.
Dowództwo obozu zdecydowało, aby pozostałych 300 Żydów z Sonderkommando przetransportować do Sobibór. Hering powiedział żydowskim kapo, że jadą do Lublin. Do wagonów dano im stoły, zapas chleba na trzy dni, żywność w puszkach i wódkę. Leon Feldhendler, żydowski więzień z Sobiboru, zeznał:
"30 czerwca 1943 ostatni transport Żydów z Bełżca przyjechał pod nadzorem SS-Unterscharführer Paula Grotha, celem likwidacji. Podczas rozładunku żydowscy więźniowie zaczęli uciekać we wszystkich kierunkach. Strzelano do nich i zabijano w sposób chaotyczny na terenie całego obozu."

Gdy ekshumacje i palenie ciał były prawie zakończone, Hering opuścił obóz, powierzając dowództwo nad ostateczną akcją likwidacyjną Tauscher'owi. Kiedy ją zakończono garnizon SS z Bełżca został przeniesiony do innych obozów. Na miejsce obozu zaczęła przychodzić miejscowa ludność poszukująca złota i kosztowności, wykopywano wówczas rozłożone części ciał. Ten proceder odkrył Dubois, przysłany z Sobibór przez Wirth kilka dni po opuszczeniu Bełżca przez SS.
Dubois doniósł o swoich odkryciach Wirth, ten omówił sprawę z Globocnik. Zdecydowali oni posadzić na tym terenie drzewa i wybudować gospodarstwo dla ukraińskiej rodziny, która strzegłaby terenu przed poszukiwaczami. Latem 1943 dwa niewielkie komanda SS i Ukraińców przybyły, aby wykonać pracę. Jeden oddział przyjechał z Treblinki, drugi z Sobiboru. Grupa z Treblinki była dowodzona przez Karla Schiffnera, na czele komando z Sobiboru stanął Unverhau. Duży żydowski dom z drugiego końca wioski Bełżec został zburzony i odbudowany jako gospodarstwo dla ukraińskiego "dozorcy".
Latem 1944 okolice Bełżca zajęła Armia Czerwona. Po wyzwoleniu okoliczni mieszkańcy zburzyli budynki gospodarstwa.

Z Bełżca uciekło około 50 Żydów. 7 z nich dożyło końca wojny. Nieznana liczba uciekła z pociągu śmierci, wyskakując z bydlęcych wagonów. Tylko Rudolf Reder, który uciekł z Bełżca w listopadzie 1942, był w stanie jako naoczny świadek opisać działalność obozu. Ostatnie badania mówią, że w Bełżcu zginęło w sumie 434,508 ludzi, jakkolwiek nie jest jasne czy w tej liczbie zawiera się ilość zamordowanych podczas łapanek i podczas transportu. Wcześniejsze badania szacowały minimalną liczbę ofiar na 500-600,000. Jednak podobnie jak w przypadku innych obozów, nie jest możliwe aby precyzyjna liczba ofiar była kiedykolwiek poznana.

Bełżec Znaleziska

Żródła:
Encyclopaedia of The Holocaust
Arad. Belzec, Sobibor and Treblinka
Robin O'Neil. Belzec & The Destruction of Galician Jewry
Michael Tregenza. Belzec Death Camp
Rudolf Reder. Belzec
Sir Martin Gilbert.

© ARC 2005